Wyprawy rowerowe

Polskim wybrzeżem i wschodnią granicą '10

Właściwie to są dwie wyprawy z zaledwie trzydniowym odstępem. Najpierw z Malborka do Białowieży, a później Świnoujście - Gdańsk. Pozwoliłem sobie połączyć je w całość - trasa się łączy. Spokojnie można ją zrobić za jednym razem, ale u mnie wyszło to trochę bardziej złożone. Już nie będę tego opisywał.

Dzień I - Świnoujście - Międzyzdroje - 28.50 km 01:56 h

Rano pobudka, pociąg do Warszawy, spotkanie z Rafałem i jazda do Świnoujścia.
Na miejscu byliśmy około godziny 16:00, przywitała nas dość ponura, deszczowa pogoda. Całe szczęście na razie było sucho. Niedaleko stacji PKP znajduje się prom którym za darmo można dostać się do centrum miasta. Po paru minutach przeprawy mogliśmy zacząć zwiedzać miasto i zobaczyć granicę z Niemcami.

W samym mieście oda razu widać sporo tablic rejestracyjnych z literką "D", koniec sierpnia, a ruch całkiem spory. Drogę do niemieckiej granicy zdobią stragany (oczywiście polskie) z przeróżnymi produktami. Jednakże warto zacząć stamtąd swą podróż, ze samej zachodniej granicy. Sam pas przygraniczny wygląda ciekawie. Długa, pusta, ciągnąca się w nieskończoność droga.

Jak już mamy za sobą skrajny zachodni słupek to czas udać się na wschód. Po drodze w niedalekiej odległości od brzegu przejeżdżamy przez kilka wojskowych fortów oraz promenadę. Warto zobaczyć jeszcze samą latarnię morską.
Zaraz po wyjeździe ze Świnoujścia zmoczył nas konkretny deszcz, mokrzy doturlaliśmy się do Międzyzdrojów na pole namiotowe zaraz przy wlocie do miasta gdzie dzięki uprzejmości właściciela wysuszyliśmy ubrania i najważniejsze - buty.

Dzień II - Trzebiatów - Dźwirzyno - 99.87 km 06:12 h

Rano pogoda w sam raz do przyjemnej jazdy, nie padało więc odebraliśmy już wysuszone rzeczy i ruszyliśmy zwiedzać Międzyzdroje. Miasto bardzo ładnie się prezentuje, deptaki z nowej kostki oraz sporo luksusowych hoteli. Oczywiście nie mogło się obyć bez odwiedzenia osławionej "Alei Gwiazd", w skrócie - 100m kostki i odlewów rąk. Ci bardziej zasłużeni mają swoje miejsca przy skraju ścieżki każdy w indywidualnym kształcie, odpowiadającym największemu dziełu.

Morze praktycznie przez cały czas naszej wyprawy było dość wzburzone przez wiatr, który zresztą dokuczał wiejąc w twarz. Bynajmniej dzięki temu było ciekawiej i widoki nabierały pewnego uroku.

Po wyjeździe z Międzyzdrojów można odwiedzić rezerwat żubrów, my za to zjechaliśmy zaraz za miastem na punkt widokowy umieszczony na Wzgórzu Gosań. Z niego można podziwiać klify i samo morze. Wjazd na niego jest dosłownie z głównej trasy, tylko trzeba kawałek ponieść rower po schodach. Po opuszczeniu wyspy Wolin zwodzonym mostem kierowaliśmy się w stronę Trzebiatowa.

Nad morzem podziwialiśmy dosłownie autostradę chmur. Ciągnęły się z północy nad Polskę, widok nadzwyczajny - tak jakby rozdzielały niebo na dwie części. W Trzęsaczu koniecznie trzeba zobaczyć klify na których skraju dosłownie możemy jechać - prowadzi tam czerwony szlak. Jazda krawędzią, do tego szybujący nad nami paralotniarze. To wszystko dostarcza niezłych wrażeń. Dalej ciekawie wije się wąską, leśną ścieżka i oto tak lądujemy w Rewalu. Kolejny przystanek w Trzebiatowie gdzie oglądamy mury miasta, basztę oraz kościół.
Miasto opuszczamy trasą na Mrzeżyno. Po dojeździe na miejsce skręcamy od razu na Dźwirzyno. Robi się późno. Skoczyliśmy jeszcze tylko na plażę podziwiać zachód słońca i trzeba szukać pola namiotowego. Udało się znaleźć jedno na wylocie z miasta gdzie "okazyjnie" przenocowaliśmy.

Dzień III - Kołobrzeg - Mielno - Dąbki - 83.07 km 05:14 h

Po spokojnej, bezdeszczowej (tym razem) nocy udaliśmy się w stronę Kołobrzegu. Zaraz po wjeździe do miasta skierowaliśmy się w stronę portu i plaży. Obejrzeliśmy latarnię morską, przeszliśmy się kawałek promenadą - wszędzie te same stragany, budki i pamiątki, normalnie Deja Vu.

Czym prędzej poszliśmy na plażę którą kawałek się nawet przejechaliśmy. Przy wodzie całkiem dobrze się jeździ, nawet z sakwami i na oponach 1.5". Robi się ciekawiej jak przychodzi fala i nas podmywa. Ogólnie lepiej unikać słonej wody, może działać destrukcyjnie na sprzęt. Z Kołobrzegu kierowaliśmy się trasą na Koszalin. W okolicach Sianożęt kierowaliśmy się czerwonym szlakiem latarni morskich. W pewnym miejscu przejeżdżaliśmy przez czynne lotnisko, ścieżka szlaku jest nawet wymalowana na płycie lotniska. Na jednym z kamieni widać oznaczenie szlaku "Bike the Baltic" który na tym fragmencie łączy się z naszym.

Przejeżdżamy Ustronie Morskie i kierujemy się dalej czerwonym szlakiem do Gąsek gdzie czeka na nas latarnia morska. Niestety dalej fragment ulicy jest remontowany i musimy jechać do Mielna inną trasą.

Z Mielna jazda początkowo asfaltem do Łazów gdzie postanowiliśmy nie omijać jeziora Bukowo, a przejechać fragment plażą. Niestety ten sprytny plan się nie udał i całą trasę musieliśmy pchać nasze obładowane rowery w grząskim piasku. Nawet część blisko można nie polepszała zbytnio sytuacji - wieczorem woda nie wysychała tak szybko jak za dnia i przez to piasek się za bardzo nie utwardził.
I tak przez 4 kilometry.

Po drodze spotkaliśmy miłe małżeństwo, zamieniliśmy z nimi parę słów i nawet dostaliśmy w prezencie po bursztynie. Po parogodzinnym "spacerze" wylądowaliśmy w okolicach Dąbków. Całe szczęście udało się załatwić szybko nocleg w pobliskim ośrodku. Zmordowani zjedliśmy kolację praktycznie na zimno, bo skończył się kartusz z gazem i runęliśmy szybko spać w namiocie.

Dzień IV - Darłowo - Ustka - 69.45 km 04:36 h

Wstaliśmy dość późno po ciężkim poprzednim dniu i deszczowym poranku. Leniwie zebraliśmy się i ruszyliśmy w stronę Darłowa. Pogoda znacznie się poprawiła, ale dał o sobie znać wmordewind, dokuczał przez większość trasy.
W Darłowie skierowaliśmy się od razu w stronę Darłówka Zachodniego. Przez ten fragment na horyzoncie towarzyszył nam widok wiatraków elektrowni wiatrowej. Po dojeździe na miejsce weszliśmy na portowy falochron. Fale mocno rozbijały się o beton i ich fragment przedostawał się na przejście. Dzięki temu można było się trochę orzeźwić. Kierunek Ustka.

W Ustce zwiedziliśmy centrum, przejechaliśmy najbardziej turystyczną ulicą pod sam port i obejrzeliśmy latarnię morską. Później bezskutecznie szukaliśmy kartusza z gazem. Nie mogliśmy znaleźć z pomocą ludzi żadnego sklepu turystycznego. Udało się za to załatwić nocleg w ośrodku "Borowinka" gdzie mieliśmy do dyspozycji niezłą kuchnię z gazem i czajnikiem. Czego chcieć więcej.

Dzień V - Słupsk - Żarnowiec - 116.06 km 06:25 h

Dziś z Ustki wyruszyliśmy do Słupska i stamtąd prosto drogą wojewódzką 213 w stronę Żarnowca. Postanowiliśmy trochę nadgonić i nie jechać bezpośrednio przy morzu, nie widziało nam się kolejne pchanie rowerów. Do tego nie było na tym odcinku według mapy dobrej drogi w bezpośredniej bliskości wybrzeża. Ogólnie trasa jest dość spokojna i z dobrej jakości asfaltu. Od Wicka teren zaczyna ładnie falować. Można wreszcie nacieszyć się dłuższymi niż do tej pory zjazdami, ale oczywiście z drugiej strony są podjazdy. Droga robi się ciekawa.

Po około 35 km dojeżdżamy do Wierzchucina, z czego 7 udało się przejechać za ciągnikiem. Zaraz za miejscowością widać j. Żarnowieckie, a tablica informacyjna zaprasza nas do odwiedzenia największej w Polsce elektrowni szczytowo-pompowej położonej w miejscowości Czymanowo (około 11 km od głównej trasy). Niestety zrezygnowaliśmy z tej atrakcji, robiło się już późno i zaczęliśmy szukać noclegu. Znaleźliśmy camping w Lubkowie.

Dzień VI - Jastrzębia Góra - Władysławowo - Trójmiasto - 111.47 km 06:36 h

Noc była chłodna i deszczowa, czuć już zbliżającą się jesień. Całe szczęście dzień był słoneczny. Dziś kierunek Władysławowo. Wybraliśmy drogę która prowadziła przez Jastrzębią Górą. Nazwa miejscowości nie jest przypadkowa, do centrum prowadzi całkiem niezły podjazd, a na samym szczycie czeka na nas piękny widok na morze. Do tego jeszcze ciekawie prezentuje się restauracja w nieczynnym samolocie na tle nieba, warto chociaż na chwilę przystanąć w tym miejscu.

Z Jastrzębiej Góry do samego Władysławowa czeka nas jazda drogą z kostki. Jest dość równa więc całkiem da się jechać. Jak już jesteśmy na miejscu obowiązkowo trzeba się przejść promenadą wzdłuż morza. Planowaliśmy dalszą trasę przez Hel i stamtąd tramwajem wodnym do Trójmiasta. Niestety okazało się, że kursuje tylko do 31 sierpnia. Ruszyliśmy główną drogą w stronę Gdyni.

Przeprawa przez miasto nie należało do najprzyjemniejszych, całe szczęście w Sopocie trafiliśmy na ścieżkę rowerową która prowadziła niedaleko Opery Leśnej, a dalej praktycznie do samego Gdańska. Końcowy odcinek to dosłownie autostrada - nawierzchnia asfaltowa zamiast kostki. Można tak jechać cały czas. Sam Gdańsk to już odrębna historia. Aby zwiedzić całe miasto trzeba poświęcić przynajmniej jeden dzień. Mieliśmy dwie godziny do pociągu więc obejrzeliśmy położone blisko samego dworca Stare Miasto, Stocznię Gdańską oraz Pomnik Poległych Stoczniowców. Miasto nocą prezentuje się rewelacyjną, do tego tylko dodać przyjazną dla rowerzystów infrastrukturę - na większości znaków w centrum widnieje dopisek "Nie dotyczy rowerów".

Niestety musieliśmy zakończyć naszą wyprawę w tym miejscu, Rafała bolał już od kilku dni strasznie kark. Bynajmniej mimo to wyprawa oczywiście wypaliła, udało nam się nie tylko zobaczyć sporo ciekawych miejsc jak i nabrać pewnego doświadczenia.
Większość nadmorskich miejscowości wygląda dosłownie tak samo - te same stragany, budki z lodami, bary, kebaby... A to wszystko w każdym miejscu praktycznie na jednej ulicy.
Za to niektóre miejscowości charakteryzują wyjątkowe cechy. Czy to położenie przy klifach, ruchome wydmy, rezerwat czy zabytkowa architektura. Właśnie dlatego warto wybrać się na polskie wybrzeże.

Tutaj zaczyna się druga część wyprawy, jedynie trzeba doliczyć 60 km odcinek łączący Gdańsk z Elblągiem.

Dzień VII - Malbork - Elbląg - Frombork 78.81 km 04:25 h

Parę dni przed wyjazdem dostałem informację, że mogę się dołączyć do wyprawy Bodka wzdłuż wybrzeża, więc, szybkie pakowanie i jazda "Słonecznym" do Malborka. Planowana trasa to wybrzeżem do wschodniej granicy, później nią do Białowieży, a stamtąd już prosto do Mińska Mazowieckiego. Po spotkaniu z wyprawową ekipą, zjedzeniu kawałku pizzy i odprowadzeniu Marty na pociąg ruszyliśmy w trasę.
Pierwszego dnia odwiedziliśmy między innymi Elbląg i Frombork gdzie już nocowaliśmy na polu namiotowym. Sam zamek we Fromborku zrobił na mnie większe wrażenie niż ten w Malborku - może dlatego, że nie lubię "masówek".

Dzień VIII - Braniewo - Bartoszyce - Kętrzyn 157.57 km 07:58 h

Po ciężkiej pobudce wyruszyliśmy z Fromborku w stronę Braniewa. Trasa dalej przebiegała przez Pieniężno, Górowo Iławeckie, Bartoszyce i zakończyliśmy noclegiem w Kętrzynie w schronisku młodzieżowym na ul. Poznańskiej, BTW bardzo tanio - 9 zeta z małym hakiem ulgowy za osobę/noc. Stuknęło sporo kilometrów, miejscami nie było zbyt łatwo - teren dość konkretnie zaczął się falować. Przejazdem w Braniewie zatrzymaliśmy się pod pod Bazyliką Mniejszą p.w. Św. Katarzyny, warto chociaż zwolnić aby ją zobaczyć. Oczywiście nie mogło się obyć bez próby przekroczenia granicy z Rosją - tym razem nie wyszło, nie chciał nas przepuścić strażnik graniczny o śnieżnobiałych zębach.

Dzień IX - Wilczy Szaniec - Sztynort - Gołdap 105.46 km 05:50 h

Po ciężkiej pobudce zjedliśmy obfite śniadanie, opłaciliśmy nocleg i na spokojnie zaczęliśmy kolejny rowerowy dzień. Nie ma to jak przespać się w normalnych warunkach na łóżku.
Oczywiście chwilę po starcie zjedliśmy drugie śniadanie w Biedronce - dziś wszystko wyjątkowo robiliśmy leniwie i właściwy start lekko się przesunął. Jak już wszystko załatwiliśmy oraz pojedliśmy to skierowaliśmy się z Kętrzyna w stronę Wilczego Szańca - kompleksu bunkrów Hitlera. Leży przy miejscowości Gierłoż. Na miejscu jest pełno żelbetonowych bloków - naprawdę swoją ilością, masą robi niesamowite wrażenie, warto zajechać chociaż na chwilę. Dalej już kierowaliśmy się w stronę Gołdapu. Trasę poprowadziliśmy przez Sztynort, gdzie w wąskim przesmyku na moście mogliśmy za jednym razem podziwiać dwa jeziora - Mamry i Dargin.

Później tylko sama czysta jazda do Gołdapu. Niestety było już dość późno i nie udało nam się znaleźć noclegu, ale całe szczęście kawałek za miejscowością bardzo miła Pani pozwoliła rozbić u siebie namiot. Bynajmniej w nocy nie było już tak miło i dorwała nas konkretna burza. Miejscami trzeba było go przytrzymać kiedy zaczynał powoli latać. Jednak mimo to nie przemókł i udało się całkiem wyspać.

Dzień X - Wiżajny - Suwałki - Augustów - 124.34 km 06:43 h

Na start konkretne śniadanie i dodatkowo nakarmiliśmy wygłodniałego kota który do nas się przyłączył, chlebem z masłem czekoladowym (samego to nie chciał). Ogarnęliśmy całe nasze miejsce biwakowe, podziękowaliśmy za gościnę i ruszyliśmy dalej w trasę. Tym razem kierunek - Wiżajny. Jadąc trasą 651 zajechaliśmy do Stańczyków, aby zobaczyć dwa ogromne wiadukty kolejowe. Praktycznie do samej miejscowości czekał nas zjazd. Miejsce naprawdę warte lekkie zboczenia z trasy i opłaceniu 2 zł za wejście. Swoją wielkością robi niezłe wrażenie.

Za Przesławkami dotarliśmy do "trójstyku" granic - Polska - Rosja - Litwa. Do tego jeszcze doszła granica województw. W drodze nad jezioro Hańcza odwiedziliśmy Smolniki, a właściwie mały ośrodek wypoczynkowy. Po przeczekaniu przelotnych opadów chwila odpoczynku nad samym jeziorem, jest tam naprawdę ładnie i do tego można spokojnie usiąść na ławkach pod małym daszkiem. Dla zmotoryzowanych niedaleko znajduje się parking. Mimo nieciekawej pogody trochę ludzi się kąpało.

Po krótkim odpoczynku i posiłku nad Hańczą ruszyliśmy dalej w drogę. Natknęliśmy się na oznaczoną platformę widokową z której można podziwiać prawdziwy mazurski krajobraz - jeziora i górki. Drogę urozmaicały nam liczne podjazdy i zjazdy. Nie można było się nudzić. Na koniec dnia, właściwie już w wieczorem znaleźliśmy pole namiotowe w Augustowie. Oczywiście nie mogło zabraknąć nocnej ulewy.

Dzień XI - Białystok - Zabłudów - 131.81 km 06:41 h

Dopiero nad ranem poczuliśmy jak faktycznie te pole namiotowe było twarde, wszystko nas praktycznie bolało. Więc z bolącymi plecami ruszyliśmy przez Augustów. Pogoda nas nie rozpieszczała, ale podziwianie ciemnych chmur nad jeziorem też ma swój urok.
Do tego na dzień dobry 15% podjazd ścieżką rowerową gdzie na szczycie czekało na nas małe rondo. Po przebiciu przez miasto i obejrzeniu jego centrum skierowaliśmy się centralnie na Białystok główną trasą - jak się później okazało to był błąd. Z początku ładne pobocze, a czym później to gorzej. Brak pobocza oraz skrajna część jezdni w opłakanym stanie. Bynajmniej jadąc z pieśnią "Tiry! Tiry! Tyry! Tyry!" na ustach dojechaliśmy do celu.

Po drodze przejeżdżaliśmy przez Korycin - miasto naprawdę wartę uwagi. Ciekawy wiatrak oraz zabytkowy kościół. W Białymstoku naprawdę miło się zaskoczyliśmy - ścieżka rowerowa z prawdziwego zdarzenia i do tego ma jeszcze wydzielone pasy. Jeśli chodzi o same miasto to jest dość duże i zatłoczone (w porównaniu z innymi okolicznymi). Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na zwiedzanie więc praktycznie tylko je przelecieliśmy i tylko trochę obejrzeliśmy centrum.
Od Białegostoku kierowaliśmy się na Białowieżę. Najpierw krajową 19, a od Zabłudowa numer 685, aż do Hajnówki. Przed Narwią rozbiliśmy się gdzieś w lesie i jakby można było się tego domyśleć - nocą towarzyszyła nam konkretna zlewa. Po takim dystansie i tak już nam nic nie przeszkadzało.

Dzień XII - Białowieża - Hajnówka - Milejczyce - 137.76 km 07:15 h

Dziś wyjątkowo wcześnie się rano ogarnęliśmy i ruszyliśmy w stronę Białowieży. Już praktycznie jesteśmy na miejscu, tylko jeszcze szybkie śniadanie w Narwi i jazda dalej.
Większość drogi dokuczał nam konkretny wmordewind, ale jakoś powoli się udało. W pewnym momencie nawet próbowałem zrobić żagiel z płachty, ale średnio się udało. Po drodze mijaliśmy pełno cerkwi, jak widać przy granicy różnice delikatnie się zacierają. Do Białowieży dojechaliśmy jedyną asfaltową drogą która prowadziła lasem, a właściwie przez Puszczę Białowieską gdzie mogliśmy poznać część jej uroków - powalone, pozostawione losowi drzewa.

Na samym wjeździe do Białowieży przywitały nas ruiny spalonego hotelu. Same miasto jest bardzo ciekawe, można pochodzić ładnym parkiem wzdłuż kilku jeziorek, obejrzeć zabytkowe budowle. Dalej skierowaliśmy się dla samej zasady w stronę granicy z Białorusią. Nie jest bynajmniej daleko, ok. 4 km w jedną stronę. Na przejściu spotkała nas miła niespodzianka, nowy budynek, dosłownie pachnący nowością. Jest czym się pochwalić. Nadmienię tylko, że to jest wyłącznie piesze przejście graniczne, rowery też się załapują. Podczas naszej wizyty nikogo nie spotkaliśmy kto by ją przekraczał i do niej zmierzał. Po wyjeździe z Białowieży kierowaliśmy się już w stronę domu.
Przed Siemiatyczami udało nam się przenocować u pewnej rodziny na podwórku. Nawet w nocy nam już nie przeszkadzała pobliska impreza.

Dzień XIII - Siemiatycze - Sokołów Podlaski - Drohiczyn - Mińsk Mazowiecki - 148.53 km 07:31 h

Przy śniadaniu oczywiście towarzyszył nam jakiś "zwierz", dziś to był wygłodniały pies, zasuwał ostro każdą suchą kromkę chleba. Już wyłącznie kierowaliśmy się w stronę domu - Mińska Mazowieckiego. Pozostało ok. 140 km, a watr w twarz nie odpuszczał. Zapowiadał się męczący powrót. Jechaliśmy w kierunku Siemiatycz. Nie mogło zabraknąć paru cwaniaków na rowerach co chcieli nas prześcignąć na podjeździe - wystarczyło trzymać swoje tempo. Na miejscu drugie śniadanie oczywiście drugie śniadanie w Biedronce i kierunek Węgrów. Sokołów Podlaski przywitał nas masą reklam wędlin z Sokołowa, więc nie mogło się obyć bez spróbowania ich produktów z firmowego sklepu. Jak dla mnie smakuje tak samo jak wszędzie.

W Drohiczynie wstąpiliśmy na Górę Zamkową z której można podziwiać widok na zakręt rzeki Bug jak i okoliczne miejscowości. Warto tam na chwileczkę wstąpić i odpocząć. W samym Drohiczynie trzeba się kierować na południe drogą z kostki, niedaleko kościoła. Przed Kałuszynem doładowanie koksu i finisz już w lekkim zmroku do Mińska.

Reasumując, zobaczyliśmy wiele ciekawych miejsc, nabyliśmy sporo nowych doświadczeń. W sumie przejechaliśmy z Bodkiem 884.28 km w ciągu 7 dni, a z Rafałem 508.42 w 6 dni. W sumie 1392,7 km lądem.

Galeria zdjęć

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/5.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/6.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/7.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/9.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/10.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/11.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/12.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/13.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/14.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/15.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/16.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/17.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/18.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/19.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/20.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/21.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/22.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/23.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/24.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/25.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/26.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/27.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/28.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/29.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/35.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/36.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/37.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/38.jpg

trasy/polskim-wybrzezem-i-wschodnia-granica/39.jpg

© Piotr Bałuk, 2008-2013.